środa, 30 maja 2012

XXVIII Na przekór przeznaczeniu


— Odnoszę wrażenie, jakby ten las miał oczy. — Fenris po raz kolejny odwrócił się w stronę tonących w mroku zarośli, mierząc je podejrzliwym spojrzeniem.

— Jesteś przewrażliwiony. — Idący obok niego Therien wzruszył ramionami. Wyglądał na zupełnie pogrążonego we własnych myślach i nie zwracał uwagi na otoczenie.

— Wierci mi dziurę w plecach. — Fenris potrząsnął głową, zdmuchując kosmyk, który opadł mu na oczy.


— Gałęzią? —Lantiel przeskoczył zwinnie leżący na ziemi konar i dla świętego spokoju rozejrzał się dookoła. — Nikogo tam nie ma, chyba że chodzi ci o tego puszczyka, który patrzy na ciebie jak na wyjątkowo tłustą nornicę. — Westchnął i machnął lekceważąco ręką. — Pospiesz się, zamiast wyobrażać sobie niestworzone rzeczy. To tereny Ithildinów, jesteśmy już niemal w ogrodach i poza zwierzętami nic nie kryje się w mroku. Kto mógłby nam tutaj zagrozić?

— Impulsywna siostra księcia? — W głosie Fenrisa zabrzmiała kpina. — Kto wie, może czai się za którymś z krzaków z mieczem o wiele większym niż ten sztylecik, który przyłożyła ci dziś do gardła.

— Nie chcę o tym rozmawiać. — Pod podeszwami Lantiela miękka leśna trawa przeszła w wysadzaną płaskimi kamieniami ścieżkę, wijącą się wśród klombów. — Nie osądzam jej.

— A może powinieneś. — Przyjaciel spojrzał na niego z gniewem. — Obraziła cię, zraniła…

— Uważa mnie za tchórza i zdrajcę. Czego oczekiwałeś? — Lan w końcu przystanął i odwrócił się w stronę idącego tuż za nim elfa. — W jej oczach to Silvan został poszkodowany, nie ja. I poniekąd ma rację! Zraniłem go i uciekłem, do cholery!

— Nie uciekłeś! Nawet zaczynasz mówić jak ona. — Fenris położył mu rękę na ramieniu i ścisnął je lekko. — Gdyby znała prawdę…

— Ale nie zna.

— Więc ktoś powinien im w końcu powiedzieć! — Głos Fenrisa brzmiał zaskakująco głośno w nocnej ciszy. — Nie rozumiem, jak Kael może spać spokojnie, wiedząc, że jego kłamstwa powodują tyle oskarżeń i nienawiści! Silvan powinien wiedzieć, zwłaszcza, że to dotyczy jego bezpośrednio! Ile jeszcze masz zamiar znieść?!

— Ciszej! — Lantiel doskoczył do przyjaciela, kładąc mu rękę na ustach i rozglądając się niespokojnie. — Daj spokój, tak jest lepiej. Jeszcze kilka dni i wrócimy do pałacu namiestnika. Jaki jest sens w rozdrapywaniu starych ran?

— Jesteś pieprzonym masochistą!

— Może…

— Mogłem przypuszczać, że to Lan jest powodem, dla którego spóźniasz się prawie godzinę. — Cichy, lekko naburmuszony głos przerwał Therienowi w pół słowa.

— Delros! Właśnie szedłem do ciebie. — Fenris odsunął się od Lantiela i ruszył w kierunku stojącego przy jednym z klombów elfa.

— To musiała być długa droga. — Młody mężczyzna odsunął się od ręki wyciągniętej w kierunku jego twarzy. — Masz mokre włosy!

— Spóźniłem się, bo ratowałem tyłek tego tam — Fenris ruchem głowy wskazał na stojącego z założonymi na piersiach rękoma Lana — przed utonięciem. Naprawdę, gdyby nie ja, już by go tutaj nie było! Masz przed sobą bohatera, kochanie.

— On jest magiem wody, idioto. — Delros prychnął z niesmakiem. — Wymyśl coś lepszego.

— Najwyraźniej czasami o tym zapomina. — Lantiel podszedł do elfa i położył mu rękę na ramieniu. — Wybacz mu, naprawdę wskoczył za mną do jeziora. Chwilami wychodzi z niego straszny głupek, ale miał szczere chęci.

— Gdybym nie znał was tyle lat, pomyślałbym, że macie sekretny romans. — Delros westchnął i spojrzał spod oka na Fenrisa.

— No proszę cię, ja z nim? Pozabijalibyśmy się! Poza tym… jak mógłbym zapomnieć o tobie.
— Fenris zerwał kwiat i wsunął Delrosowi za ucho.

— Podlizuje się. — Therien przewrócił oczami.

— W dodatku w wyjątkowo tandetny sposób. — Delros wyjął kwiat i wcisnął go jednym ruchem za pasek spodni Fenrisa. — Nie gustuję w kwiatkach i nie wplatam ich we włosy. Natura obdarzyła mnie kutasem, a może przed te dwa dni zdążyłeś o tym zapomnieć? Mam ochotę zobaczyć to jezioro.

— Cokolwiek zechcesz. — Fenris wskazał ręką w kierunku ścieżki, którą wrócili chwilę wcześniej z Lantielem. — Wybaczyłeś mi już spóźnienie?

— Będziesz musiał bardziej się o to postarać. — Delros wyminął kochanka i ruszył w stronę lasu. — Śpij dobrze, Lan. — Uniósł rękę w geście pożegnania, zanim zniknął w ciemnościach.

— Daj z siebie wszystko, wojowniku! — Therien wyszczerzył się w stronę przyjaciela.

— Tak jakbyś miał jakieś wątpliwości. — Fenris zrobił kilka kroków między drzewa, po czym przystanął i spojrzał na Lantiela poważnie. — Wróć prosto do naszej komnaty. Na dziś koniec przygód.

— Dobrze, tato. — Therien wywrócił teatralnie oczami, czując, jak coś ciepłego rozlewa się po jego ciele. Fenris naprawdę się martwił. — Idź już, bo jeszcze gotów naprawdę się obrazić.

— Nie sądzę, abym wrócił dziś na noc.

— Mam taką nadzieję. — Kącik ust Lantiela uniósł się lekko, zanim mag odwrócił się i podążył w stronę twierdzy.


***


   Pochodnie migotały, rzucając słabe światło na pogrążony w mroku korytarz. Dochodziła druga w nocy, gdy na kamiennej posadzce rozbrzmiały lekkie, lecz zdecydowane kroki idącego szybkim tempem mężczyzny. Kiedy minął zakręt, zatrzymał się gwałtownie pod drzwiami prowadzącymi do komnat regenta.

— Liriel?

— Co ty tutaj robisz? — Elfka spojrzała na brata zaskoczona.

— Muszę porozmawiać z Kaelem. — Silvan spojrzał w stronę zamkniętych drzwi.

— Ja również. — Liriel zacisnęła usta, podążając za jego wzrokiem.

— O tej porze? Czy to nie może zaczekać? Mam naprawdę ważną sprawę. — Książę w zdenerwowaniu przygładził rozsypane w nieładzie włosy.

— To nie może czekać.

— Coś się stało? — Zaniepokoił się, przyglądając widocznie rozdrażnionej kobiecie.

— Po prostu musi odpowiedzieć mi na kilka pytań. Zbyt długo już… — zamilkła i westchnęła niecierpliwie. — Byłam tutaj pierwsza.

— Nie zachowuj się jak dziecko. Wiesz, że nie budziłbym go, gdybym…

— Byłam pierwsza! — Splotła ramiona na piersi i spojrzała na niego buntowniczo.

— Liriel…

— O co chodzi? Jakieś poważne przestępstwo? Kwestia natury politycznej?

— Nie, to prywatna sprawa. — Silvan prawie jęknął, gdy siostra wyprostowała się i uniosła wysoko głowę. Już wiedział, że nie ustąpi. Mógł powiedzieć, że ma problem wagi państwowej. Zaklął w duchu nad własną bezmyślnością.

— Czyli nic się nie zawali, jeśli wejdę tam pierwsza. — Rzuciła mu zwycięskie spojrzenie i uniosła rękę, aby zapukać.

— Li… — Drewniane drzwi otworzyły się bezszelestnie, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.

— Co tutaj się dzieje? — Kael nie wyglądał na zachwyconego ich widokiem. — Jest środek nocy, a wy urządzacie awantury na korytarzu.

— Musimy porozmawiać. — Dwa głosy zlały się w jedno i rodzeństwo spojrzało na siebie w rozdrażnieniu.

— O tej porze?! To nie może poczekać? — Kael zamrugał, odpędzając z powiek resztki snu. — Wejdźcie — mruknął z rezygnacją i odsunął się, wpuszczając ich do środka.

— Co się stało? — Z głębi komnaty dobiegł zaniepokojony głos Errdira.

Silvan przemierzył komnatę i usiadł ciężko w jednym ze stojących pod ścianą foteli. Naprawdę musiał porozmawiać z Kaelem. Dziś po południu Istis opuściła zamek wraz ze swoją matką. Pożegnanie było raczej sztywne i niezręczne. Miał wrażenie, że Aevenien obwinia go za rozpad ich małżeństwa i wcale się jej nie dziwił. Istis nie chciała nagłaśniać jeszcze tej sprawy i jedynym świadkiem wypowiedzenia formuły, która unieważniała ich związek, była jej matka. W jego komnacie spoczywał dokument świadczący o tym, że od dzisiejszego dnia obydwoje są wolni i mogą po upływie trzech miesięcy wstąpić w kolejne związki małżeńskie. Nie żeby o jakimkolwiek myślał. W dodatku dziś stracił również dowódcę garnizonu. Raiel postanowił towarzyszyć byłej księżnej w drodze do jej rodzinnych włości i nie wyglądało na to, aby zechciał wrócić. Silvan wątpił, aby tych dwoje wiązał sekretny romans, jednak wyraźne zainteresowanie elfa Istis wskazywało na to, że jeżeli kobieta nie będzie mu nieprzychylna, szybko nadrobią stracony czas. W głębi ducha życzył im szczęścia.

Wiedział, że będzie musiał o zaistniałej sytuacji poinformować Kaela i że nie będzie to łatwa rozmowa. Nie martwił się o poddanych. Nie on pierwszy i nie ostatni zakończył małżeństwo. Takie postępowanie nie było niczym niezwykłym. No, może nie po upływie tak krótkiego czasu, ale i to mu wybaczą. W końcu był bardzo młody, gdy podjął decyzję o ożenku, a i sam związek został wcześniej zaaranżowany. Elfy to kochliwe stworzenia, zrozumieją, że książę i jego partnerka nie byli ze sobą szczęśliwi i szybko zapomną. Gorzej z jego wujem. Silvan oczekiwał burzy z piorunami i odłożyłby tę rozmowę do czasu, aż wszyscy wyjadą, gdyby nie…

— O czym ty mówisz? — Podniesiony głos Kaela wytrącił go z rozmyślań. Uniósł głowę i spojrzał z zainteresowaniem na siostrę, która wsparłszy dłonie na biodrach, patrzyła ze złością na wuja.

— Mówię o tym, że istnieje przypuszczenie, że Lantiel nie opuścił zamku z własnej woli!

— Brednie! — Kael odwrócił się i sięgnął po stojący na stoliku dzban z winem. Jego ręka wyraźnie drżała, gdy napełniał nim wysoki, inkrustowany srebrem kielich.

— A jeżeli nie? Jeżeli ktoś go do tego zmusił? — Liriel najwyraźniej nie była przekonana. — Ktoś, kto miał ku temu sposobność, kto od początku go nienawidził?

— Sugerujesz, że zmusiłem go do wyjazdu?!

— A poczuwasz się do winy?

Kael upił łyk wina i odwrócił się w stronę bratanicy.

— Spotkałaś się z nim! — syknął z wyrzutem. — Nagadał ci jakichś bzdur, oskarżył mnie…

— Nic mi nie powiedział. Może poza tym, że nie miał innego wyjścia, i że nie porzucił… — Liriel zamilkła, spoglądając nerwowo na Silvana.

Książę wstrzymał oddech. Jego siostra rozmawiała z Lantielem! Jakim cudem? On, poza jadalnią, nigdy nie miał szans trafić na elfa, jakby ten specjalnie się przed nim ukrywał. Mimowolnie poczuł zazdrość.

— Co dokładnie ci powiedział? — zapytał cicho.

— Nie wiem… — zacięła się. Najwyraźniej obecność brata sprawiała, że hamowała to, co chciała wyznać wujowi.

— Liriel, to ważne. — Wstał i podszedł do siostry, by chwycić ją za dłoń.

— Zapewne jakieś kłamstwa, w których mnie…

— Kaelu! — Ciężka ręka Errdira spoczęła na ramieniu regenta. — Dosyć!

— Ale…

— Rozmawialiśmy o tym, pamiętasz? — Mag spojrzał na niego znacząco. — Nie pozwolę ci zrzucić winy na Lantiela. Nie tym razem.

— Dobrze. — Kael ciężko usiadł na fotelu, z wyrazem rezygnacji na twarzy, przesuwając palcami po zmęczonych oczach. — Kontynuuj. — Niewyraźnym ruchem wskazał na Liriel.

— Już mówiłam. Twierdził, że nie miał innego wyjścia, jak odejść. Mówił, że gdyby mógł, zostałby i poniósł karę, ale… chyba wspomniał coś o ryzyku, na które sobie nie mógł pozwolić. Przepraszam, byłam trochę zdenerwowana i nie słuchałam uważnie. — Spojrzała przepraszająco na brata. — A potem pojawił się ten elf, który zawsze towarzyszy Lantielowi. Powiedział, że nie znamy całej prawdy i zarzucił, że oskarżamy Theriena bezpodstawnie. Kazał porozmawiać z osobą, która wie i…

— I pomyślałaś o Kaelu — dokończył Silvan.

— To był odruch. Przez dwie godziny biłam się z myślami, ale nikt inny… — Rzuciła spojrzenie zasępionemu wujowi, odwracając się w jego kierunku. — Nikt inny nie czuł nienawiści do Theriena poza tobą.

— Nie nienawidziłem go. Nie mógłbym go nienawidzić. — Kael sprawiał wrażenie pokonanego. Jego wzrok co rusz wędrował w stronę dłoni Errdira, która niczym wyrzut sumienia spoczywała nadal na jego ramieniu. — Naprawdę musimy rozmawiać o tym teraz? Jest środek nocy, a Therien zapewne śpi w objęciach kochanka. Jaki jest sens w rozdrapywaniu blizn?

— Fenris nie jest jego kochankiem. — Errdir pokręcił łagodnie głową i przysiadł na miękkim boku fotela.

— Wyglądają, jakby byli razem.

— Ale nie są. Ten wysoki elf spotyka się z kimś innym. — Spojrzeli zaskoczeni w stronę Silvana, który odezwał się niespodziewanie. — Widziałem ich dziś w nocy. Poszedłem nad jezioro, aby pomyśleć i natknąłem się na nich. Między innymi dlatego tutaj przyszedłem. Z ich rozmowy wyraźnie wynikało, że ty, wuju, wiesz coś, co dotyczy mnie bezpośrednio i ukrywasz to. Coś, co wyjaśniłoby zniknięcie Lantiela, co zmieniłoby nasze opinie na jego temat.

— Widzieli cię? — Kael spojrzał na bratanka podejrzliwie, jakby uważał, że cała ta rozmowa mogła zostać zaaranżowana na użytek podsłuchującego księcia.

— Za kogo ty mnie uważasz?! Wiesz dobrze, że nawet drow nie jest w stanie mnie wyśledzić, kiedy tego nie chcę. — Oczy Silvana błysnęły.

— Kaelu, po prostu powiedz, co wiesz. Dosyć już tych tajemnic. — Liriel przysiadła na krawędzi łóżka i objęła dłońmi kolumnę. — Przez tyle lat oskarżałam Theriena, że porzucił mojego brata w chwili, gdy ten najbardziej go potrzebował. Nic nie mówiłam, ale zjadało mnie to od środka. Żal, poczucie zdrady… te wszystkie uczucia do niego…

— Chciałem was chronić. Ciebie chciałem chronić — Kael westchnął, patrząc na Silvana i mocniej wcisnął się w oparcie fotela, przylegając do boku Errdira. — Wierzyłem, że robię dobrze.

— Rozumiemy, ale teraz powiedz nam prawdę. — W głosie Silvana zabrzmiała stalowa nuta.

— Lantiel odszedł, bo… — Kael przełknął ślinę i spojrzał żałośnie na kochanka. W niczym nie przypominał teraz tego władczego elfa, który przez tyle lat był im mentorem i opiekunem. Wyglądał na osobę, która się poddała i rozpaczliwie poszukiwała kogoś, kto ochroni go przed konsekwencjami jego własnych czynów.

— Lantiel odszedł, ponieważ miał powody, aby wierzyć, że grozi ci przy nim niebezpieczeństwo. — Errdir w przeciwieństwie do Kaela nie wyglądał na przestraszonego, a raczej zadowolonego z zaistniałej sytuacji.

— Słucham? — Silvan pochylił się do przodu, zaciskając dłoń na kolanie.

— Ta historia zaczęła się, gdy miałeś pięć lat. Zwierciadło Proroctw wieszczyło, że ród Ithildinów upadnie za sprawą potomka tego, którego słuchają jednorożce. Lantiel nie jest zwykłym elfem. Jego ojciec był wysoko urodzony i w jego herbie znajduje się jednorożec. — Errdir uniósł rękę, uciszając Liriel, która otworzyła usta, jakby chciała zadać jakieś pytanie. — On i jego ojciec — kontynuował — mieszkali kiedyś tutaj.

— Gobelin w pokoju Jarela!

— Zgadza się. — Kael spojrzał na Silvana, który na słowa Errdira poderwał się z fotela. — Jarel był najlepszym przyjacielem twojego ojca. Ty i Lantiel wychowywaliście się razem, aż został zabrany przez Jarela w dniu, gdy Zwierciadło ogłosiło, że ich ród nam zagraża. Bał się, że skrzywdzimy jego syna. — Kael zamilkł i spojrzał na swoje dłonie — Jakbyśmy w ogóle mogli. Mój brat kochał go jak własne dziecko. Gotów był zaryzykować. Nie wierzył, aby mały Lantiel mógł kogokolwiek skrzywdzić, chciał was chronić. Jednak nie mógł i cała odpowiedzialność spadła na moje barki i Elbereth świadkiem, próbowałem wam go zastąpić jak tylko mogłem.

— A potem Lantiel wrócił. — Liriel mocniej zacisnęła dłoń na kolumnie.

— Tak. Byłem przerażony. Nie wiedziałem co robić, zwłaszcza, że Silvan — wciągnął głęboko powietrze — zapałał do niego uczuciem, i to z wzajemnością.

— Więc wezwałeś Istis. — Książę podszedł do stołu i sięgnął po puchar z winem, jednak po chwili go odstawił i nerwowym krokiem przemierzył komnatę.

— Chciałem was rozdzielić. Sądziłem, że jej obecność sprawi, że przypomnisz sobie o obowiązkach i odsuniesz się od niego. Jednak wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Wybuchł bunt, a potem…

— Potem Lantiel mnie zranił, a ty doszedłeś do wniosku, że proroctwo się spełnia.

— Tak.

— I kazałeś mu się wynosić! — Silvan zacisnął pięści i spojrzał na wuja oskarżycielsko.

— Nie!

— Więc dlaczego odszedł? Nie wierzę, aby się przestraszył! Tak naprawdę nigdy w to nie wierzyłem i jego zniknięcie tym bardziej bolało, że nie potrafiłem znaleźć dla niego racjonalnej przyczyny!

— To moja wina. — Silvan z zaskoczeniem spojrzał na Errdira, który do tej pory w milczeniu gładził włosy Kaela. — Po wywołaniu lawiny wody i ugaszeniu ognia, Lantiel zupełnie odsączył się z magii. To go niemal zabiło. Na ratowanie tych elfów zużył prawie całą swoją moc. Ukryłem go w jaskini na wzgórzach, aby tam doszedł do siebie. — Mag zamilkł i zatrzymał dłoń pomiędzy pasmami kochanka. — Kiedy się obudził po raz pierwszy, nie pamiętał, co się stało. Podałem mu eliksir regeneracyjny, po którym zasnął na powrót. Zszedłem do zamku, wokół panował chaos, a ty byłeś pod opieką medyków. Zabrałem najpotrzebniejsze rzeczy i wróciłem do Lantiela. — Errdir uniósł głowę i spojrzał na słuchającego go uważnie Silvana. — Zdążyłem w ostatniej chwili. Pod moją nieobecność Lan zdążył się obudzić i przypomnieć sobie wszystko. Był pewien, że jego ostrze raniło cię śmiertelnie. Znalazłem go na krawędzi urwiska. Chciał się zabić.

— Niemożliwe! — Dłoń Liriel powędrowała do jej ust, tłumiąc okrzyk. Spojrzała na Silvana, którego twarz w tej chwili barwą przypominała arkusz pergaminu.

— Nie chciał żyć z poczuciem, że przyczynił się do śmierci osoby, którą kochał. Ciągle był pod wpływem szoku, a świadomość tego, co zrobił, niczego nie ułatwiała. Zaprowadziłem go na powrót do jaskini i powiedziałem, że przeżyłeś. — Errdir uśmiechnął się ze smutkiem. — Nawet przez chwilę nie pomyślał o tym, co może mu grozić, jeżeli pojawi się w zamku. Od razu chciał biec do ciebie. Byłeś dla niego jak powietrze, dusił się na myśl, że nie ma go u twego boku. — Westchnął i sięgnął po puchar z winem, który wcześniej napełnił Kael. Ciszę panującą w komnacie zakłócał z trudem tłumiony szloch Liriel. Silvan nadal stał bez ruchu i przerażająco pustym spojrzeniem wpatrywał się w Errdira. — Musiałem go zatrzymać. Znałem już treść przepowiedni i wiedziałem, jak zareagowałby Kael na jego powrót. Zdecydowałem się powiedzieć mu, co wiem. Jego reakcja była… Na początku nie chciał uwierzyć. — Głos Errdira stał się zachrypły, jakby mag mówił przez zaciśnięte gardło. — Wiele godzin później podjął decyzję. Zdecydował, że musi odejść, powiedział, że jest dla ciebie przekleństwem. Chciałem odejść wraz z nim. — Wytrzymał zaszokowane spojrzenie Kaela i pogładził go po ramieniu. — Nie widziałeś go. Był jak zombie. Zupełnie pusty wzrok, ciało, które zataczało się po przejściu kilku kroków, jakby organizm buntował się przeciwko jakiemukolwiek wysiłkowi. W jednej chwili stracił to, czego pragnął najbardziej. Jego marzenia legły w gruzach. Czułem, że muszę być przy nim, aby miał coś, ku czemu mógłby się zwrócić. Jednak odmówił. Prosił, abym został i czuwał nad Silvanem. Zrozumiał też twoją niechęć, Kaelu. Był wdzięczny, że pozwoliłeś mu być przy swoim bratanku pomimo wszystko. Nigdy ci tego nie mówiłem, ale chciał, abym ci podziękował za to, że wbrew własnym uczuciom podarowałeś mu kilka najpiękniejszych miesięcy jego życia. — Uniósł głowę i spojrzał na Silvana. — To już wszystko. Teraz znacie całą historię. Przez te wszystkie lata Lantiel ciągle o tobie myślał. Nie zapomniał, ale nie chciał tutaj wracać. Nie mógł jednak odmówić namiestnikowi, kiedy ten wyznaczył go na swojego emisariusza.

Kiedy Errdir skończył mówić, pochylił się i zanurzył twarz we włosach Kaela patrzącego na własne dłonie, kurczowo zaciśnięte na kolanach. Silvan czuł się jak ktoś po uderzeniu maczugą trolla. Stał zupełnie ogłuszony i zdezorientowany. Lata, które spędził na odsądzaniu Lantiela od czci i wiary, okazały się kłamstwem. Nic nie było tak, jak myślał do tej pory. Lantiel nigdy go nie zdradził, nie porzucił z własnej woli. Przyjął na siebie całą winę i odszedł, bo bał się, że zrobi mu krzywdę. Kochał go tak bardzo, że wyrzekł się tej miłości, dla jego — Silvana — dobra. Uniósł ręce i wplótł je we włosy, zaciskając na nich pięści. Ból był dobry, chociaż wcale nie oczyszczał.

Wbił wzrok z Kaela, który przymknął powieki pod jego pełnym wyrzutu spojrzeniem. Jego wuj wiedział o wszystkim i nigdy nawet jednym słowem nie zdradził mu prawdy. Pozwolił mu żyć w przekonaniu o winie Lantiela. Nic nie mówił nawet wtedy, gdy głośno zarzucał Therienowi zdradę. Wręcz przeciwnie, utwierdzał go w tym, zmuszając tym samym do życia z…

— Istis odeszła. Dziś w obecności jej matki podpisaliśmy papiery unieważniające nasz związek — powiedział, z satysfakcją obserwując reakcję Kaela.

— Jak…

— Zupełnie zwyczajnie. Nie kocham jej, a przynajmniej nie tak, jak powinienem. Nasze życie było tylko grą pozorów. Ona zasługuje na coś lepszego i sądzę, że już to znalazła.

— Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Moglibyśmy coś zaradzić, pomyśleć… — Kael był całkowicie wzburzony.

— O czym? — zapytał na pozór spokojnie. — Dosypywałbyś mi lubczyku do trunków? Nie można kogoś pokochać na zawołanie, bo tak trzeba. To tak nie działa.

— Ale dziedzic…

— Jaki dziedzic?! — Silvan spojrzał na niego z goryczą. — Nie było i nie będzie żadnego dziedzica! Ponad dziesięć lat próbowaliśmy i nic z tego nie wyszło, poza moim zażenowaniem i jej kolejnymi rozczarowaniami!

— Jesteście młodzi. Być może… za jakiś czas… — W oczach Kaela malowała się groza. — Jeżeli nie spłodzisz potomka, ród Ithildinów…

— Zniknie wraz z naszą śmiercią — dokończył Silvan. — Dokładnie tak, jak było w przepowiedni, czyż nie? Doczekałeś się jej spełnienia, możesz spać spokojnie, ja żyję.

— Nie możesz być pewien, że to o to chodzi. Kiedyś spotkasz kobietę…

— Jestem bezpłodny! — Silvan przerwał mu po raz kolejny. Przerażało go to, jak wielką radość sprawia mu dręczenie wuja, jednak nie potrafił się powstrzymać.

— Nie możesz być pewien. — Kael pokręcił głową, nie przyjmując tego do wiadomości.

— Ależ jestem. Zapytaj Caldaina. Kuracja, której mnie poddaliście po tym, jak zostałem raniony przez Lantiela sprawiła, że mogę pieprzyć każdą elfkę bez obawy, że zrobię bękarta — zaśmiał się ponuro. — Proroctwo mówiło prawdę. Therien sprawił, że musieliście podjąć radykalne kroki, wiedzieliście, jak zdradliwe jest serum z latricoli. Nie zabiło mnie, ale zniszczyło to, na czym zależało ci najbardziej. Cóż, jakkolwiek żyzna byłaby gleba, z tego nasienia nic nie wykiełkuje.

— Od jak dawna wiesz? — Odwrócił głowę, by spojrzeć prosto w zaczerwienione oczy siostry.

— Od ponad roku. Nie wiń Caldaina, zabroniłem mu o tym mówić. Potem coraz rzadziej odwiedzałem sypialnię Istis, już nie było po co… To doprowadziło do tego, że w końcu się poddała i poprosiła o unieważnienie.

— Bogowie… — Kael kurczowo zacisnął dłoń na szacie Errdira, który przyglądał się księciu zmrużonymi oczami.

— Cierpisz, bo nie mogę mieć dzieci? Nic nie stoi na przeszkodzie, abyś sam je miał. — Ciało regenta drgnęło, jakby zranione słowami Silvana. Książę beznamiętnie patrzył, jak jego wuj unosi wzrok, aby omieść nim twarz swojego kochanka. — Nie możesz, prawda? Nigdy nie zdradziłbyś Errdira, za bardzo go kochasz. — Przez chwilę stał i przyglądał się wujowi, który w tym momencie wyglądał, jakby zabrakło mu tchu. Otwierał i zamykał usta, łapiąc powietrze. — Jesteś takim hipokrytą, Kaelu. — Odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia. Nic więcej nie zostało do dodania.

— Co zamierzasz zrobić? — Dobiegło go pytanie Errdira.

— Jeszcze nie wiem, muszę to dokładnie przemyśleć — mruknął, po czym otworzył drzwi do mrocznego korytarza.

2 komentarze:

  1. Hej,
    pisany w czasie czytania...
    świetnie, proszę niech to będzie pod tymi drzwiami Silivan, rodzeństwo w jednym czasie pojawiło się przy komnacie Kaela, i vo teraz? wymiga się, bedzie kłamał czy w końcu powie prawdę...
    i och tak, tak poznali prawdę... cóż jak się okazuje Silivan jest bezpłodny, więc ród i tak wyginie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wcześniej nie komentowałam, ale teraz zdecydowałam się na to, opowiadanie, cała historia bardzo mnie wciągnęła, że tylko myślałam o następny rozdziale... inne Twoje opowiadania też nadrobię...
    teraz się zdecydowałam dlatego, że w końcu Silvan z siostrą poznali prawdę, tak długo na to czekałam... dowiedział się, że ród ma wyginąć, no i jak się okazuje Silivan jest bezpłodny...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń