— Odnoszę wrażenie, jakby
ten las miał oczy. — Fenris po raz kolejny odwrócił się w stronę tonących w
mroku zarośli, mierząc je podejrzliwym spojrzeniem.
— Jesteś przewrażliwiony.
— Idący obok niego Therien wzruszył ramionami. Wyglądał na zupełnie pogrążonego
we własnych myślach i nie zwracał uwagi na otoczenie.
— Wierci mi dziurę w
plecach. — Fenris potrząsnął głową, zdmuchując kosmyk, który opadł mu na oczy.
— Gałęzią? —Lantiel
przeskoczył zwinnie leżący na ziemi konar i dla świętego spokoju rozejrzał się
dookoła. — Nikogo tam nie ma, chyba że chodzi ci o tego puszczyka, który patrzy
na ciebie jak na wyjątkowo tłustą nornicę. — Westchnął i machnął lekceważąco
ręką. — Pospiesz się, zamiast wyobrażać sobie niestworzone rzeczy. To tereny
Ithildinów, jesteśmy już niemal w ogrodach i poza zwierzętami nic nie kryje się
w mroku. Kto mógłby nam tutaj zagrozić?
— Impulsywna siostra księcia?
— W głosie Fenrisa zabrzmiała kpina. — Kto wie, może czai się za którymś z
krzaków z mieczem o wiele większym niż ten sztylecik, który przyłożyła ci dziś
do gardła.
— Nie chcę o tym
rozmawiać. — Pod podeszwami Lantiela miękka leśna trawa przeszła w wysadzaną
płaskimi kamieniami ścieżkę, wijącą się wśród klombów. — Nie osądzam jej.
— A może powinieneś. —
Przyjaciel spojrzał na niego z gniewem. — Obraziła cię, zraniła…
— Uważa mnie za tchórza i
zdrajcę. Czego oczekiwałeś? — Lan w końcu przystanął i odwrócił się w stronę
idącego tuż za nim elfa. — W jej oczach to Silvan został poszkodowany, nie ja.
I poniekąd ma rację! Zraniłem go i uciekłem, do cholery!
— Nie uciekłeś! Nawet
zaczynasz mówić jak ona. — Fenris położył mu rękę na ramieniu i ścisnął je
lekko. — Gdyby znała prawdę…
— Ale nie zna.
— Więc ktoś powinien im w
końcu powiedzieć! — Głos Fenrisa brzmiał zaskakująco głośno w nocnej ciszy. —
Nie rozumiem, jak Kael może spać spokojnie, wiedząc, że jego kłamstwa powodują
tyle oskarżeń i nienawiści! Silvan powinien wiedzieć, zwłaszcza, że to dotyczy
jego bezpośrednio! Ile jeszcze masz zamiar znieść?!
— Ciszej! — Lantiel
doskoczył do przyjaciela, kładąc mu rękę na ustach i rozglądając się
niespokojnie. — Daj spokój, tak jest lepiej. Jeszcze kilka dni i wrócimy do
pałacu namiestnika. Jaki jest sens w rozdrapywaniu starych ran?
— Jesteś pieprzonym
masochistą!
— Może…
— Mogłem przypuszczać, że
to Lan jest powodem, dla którego spóźniasz się prawie godzinę. — Cichy, lekko
naburmuszony głos przerwał Therienowi w pół słowa.
— Delros! Właśnie szedłem
do ciebie. — Fenris odsunął się od Lantiela i ruszył w kierunku stojącego przy
jednym z klombów elfa.
— To musiała być długa
droga. — Młody mężczyzna odsunął się od ręki wyciągniętej w kierunku jego
twarzy. — Masz mokre włosy!
— Spóźniłem się, bo
ratowałem tyłek tego tam — Fenris ruchem głowy wskazał na stojącego z
założonymi na piersiach rękoma Lana — przed utonięciem. Naprawdę, gdyby nie ja,
już by go tutaj nie było! Masz przed sobą bohatera, kochanie.
— On jest magiem wody,
idioto. — Delros prychnął z niesmakiem. — Wymyśl coś lepszego.
— Najwyraźniej czasami o
tym zapomina. — Lantiel podszedł do elfa i położył mu rękę na ramieniu. —
Wybacz mu, naprawdę wskoczył za mną do jeziora. Chwilami wychodzi z niego
straszny głupek, ale miał szczere chęci.
— Gdybym nie znał was tyle
lat, pomyślałbym, że macie sekretny romans. — Delros westchnął i spojrzał spod
oka na Fenrisa.
— No proszę cię, ja z nim?
Pozabijalibyśmy się! Poza tym… jak mógłbym zapomnieć o tobie.
— Fenris zerwał kwiat i
wsunął Delrosowi za ucho.
— Podlizuje się. — Therien
przewrócił oczami.
— W dodatku w wyjątkowo
tandetny sposób. — Delros wyjął kwiat i wcisnął go jednym ruchem za pasek
spodni Fenrisa. — Nie gustuję w kwiatkach i nie wplatam ich we włosy. Natura
obdarzyła mnie kutasem, a może przed te dwa dni zdążyłeś o tym zapomnieć? Mam
ochotę zobaczyć to jezioro.
— Cokolwiek zechcesz. —
Fenris wskazał ręką w kierunku ścieżki, którą wrócili chwilę wcześniej z
Lantielem. — Wybaczyłeś mi już spóźnienie?
— Będziesz musiał bardziej
się o to postarać. — Delros wyminął kochanka i ruszył w stronę lasu. — Śpij
dobrze, Lan. — Uniósł rękę w geście pożegnania, zanim zniknął w ciemnościach.
— Daj z siebie wszystko,
wojowniku! — Therien wyszczerzył się w stronę przyjaciela.
— Tak jakbyś miał jakieś
wątpliwości. — Fenris zrobił kilka kroków między drzewa, po czym przystanął i
spojrzał na Lantiela poważnie. — Wróć prosto do naszej komnaty. Na dziś koniec
przygód.
— Dobrze, tato. — Therien
wywrócił teatralnie oczami, czując, jak coś ciepłego rozlewa się po jego ciele.
Fenris naprawdę się martwił. — Idź już, bo jeszcze gotów naprawdę się obrazić.
— Nie sądzę, abym wrócił
dziś na noc.
— Mam taką nadzieję. —
Kącik ust Lantiela uniósł się lekko, zanim mag odwrócił się i podążył w stronę
twierdzy.
***
Pochodnie migotały,
rzucając słabe światło na pogrążony w mroku korytarz. Dochodziła druga w nocy,
gdy na kamiennej posadzce rozbrzmiały lekkie, lecz zdecydowane kroki idącego
szybkim tempem mężczyzny. Kiedy minął zakręt, zatrzymał się gwałtownie pod
drzwiami prowadzącymi do komnat regenta.
— Liriel?
— Co ty tutaj robisz? —
Elfka spojrzała na brata zaskoczona.
— Muszę porozmawiać z
Kaelem. — Silvan spojrzał w stronę zamkniętych drzwi.
— Ja również. — Liriel
zacisnęła usta, podążając za jego wzrokiem.
— O tej porze? Czy to nie
może zaczekać? Mam naprawdę ważną sprawę. — Książę w zdenerwowaniu przygładził
rozsypane w nieładzie włosy.
— To nie może czekać.
— Coś się stało? — Zaniepokoił
się, przyglądając widocznie rozdrażnionej kobiecie.
— Po prostu musi
odpowiedzieć mi na kilka pytań. Zbyt długo już… — zamilkła i westchnęła
niecierpliwie. — Byłam tutaj pierwsza.
— Nie zachowuj się jak
dziecko. Wiesz, że nie budziłbym go, gdybym…
— Byłam pierwsza! —
Splotła ramiona na piersi i spojrzała na niego buntowniczo.
— Liriel…
— O co chodzi? Jakieś
poważne przestępstwo? Kwestia natury politycznej?
— Nie, to prywatna sprawa.
— Silvan prawie jęknął, gdy siostra wyprostowała się i uniosła wysoko głowę.
Już wiedział, że nie ustąpi. Mógł powiedzieć, że ma problem wagi państwowej.
Zaklął w duchu nad własną bezmyślnością.
— Czyli nic się nie
zawali, jeśli wejdę tam pierwsza. — Rzuciła mu zwycięskie spojrzenie i uniosła
rękę, aby zapukać.
— Li… — Drewniane drzwi
otworzyły się bezszelestnie, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
— Co tutaj się dzieje? —
Kael nie wyglądał na zachwyconego ich widokiem. — Jest środek nocy, a wy
urządzacie awantury na korytarzu.
— Musimy porozmawiać. —
Dwa głosy zlały się w jedno i rodzeństwo spojrzało na siebie w rozdrażnieniu.
— O tej porze?! To nie
może poczekać? — Kael zamrugał, odpędzając z powiek resztki snu. — Wejdźcie —
mruknął z rezygnacją i odsunął się, wpuszczając ich do środka.
— Co się stało? — Z głębi
komnaty dobiegł zaniepokojony głos Errdira.
Silvan przemierzył komnatę
i usiadł ciężko w jednym ze stojących pod ścianą foteli. Naprawdę musiał
porozmawiać z Kaelem. Dziś po południu Istis opuściła zamek wraz ze swoją
matką. Pożegnanie było raczej sztywne i niezręczne. Miał wrażenie, że Aevenien
obwinia go za rozpad ich małżeństwa i wcale się jej nie dziwił. Istis nie
chciała nagłaśniać jeszcze tej sprawy i jedynym świadkiem wypowiedzenia
formuły, która unieważniała ich związek, była jej matka. W jego komnacie
spoczywał dokument świadczący o tym, że od dzisiejszego dnia obydwoje są wolni
i mogą po upływie trzech miesięcy wstąpić w kolejne związki małżeńskie. Nie
żeby o jakimkolwiek myślał. W dodatku dziś stracił również dowódcę garnizonu.
Raiel postanowił towarzyszyć byłej księżnej w drodze do jej rodzinnych włości i
nie wyglądało na to, aby zechciał wrócić. Silvan wątpił, aby tych dwoje wiązał
sekretny romans, jednak wyraźne zainteresowanie elfa Istis wskazywało na to, że
jeżeli kobieta nie będzie mu nieprzychylna, szybko nadrobią stracony czas. W
głębi ducha życzył im szczęścia.
Wiedział, że będzie musiał
o zaistniałej sytuacji poinformować Kaela i że nie będzie to łatwa rozmowa. Nie
martwił się o poddanych. Nie on pierwszy i nie ostatni zakończył małżeństwo.
Takie postępowanie nie było niczym niezwykłym. No, może nie po upływie tak
krótkiego czasu, ale i to mu wybaczą. W końcu był bardzo młody, gdy podjął
decyzję o ożenku, a i sam związek został wcześniej zaaranżowany. Elfy to
kochliwe stworzenia, zrozumieją, że książę i jego partnerka nie byli ze sobą
szczęśliwi i szybko zapomną. Gorzej z jego wujem. Silvan oczekiwał burzy z
piorunami i odłożyłby tę rozmowę do czasu, aż wszyscy wyjadą, gdyby nie…
— O czym ty mówisz? —
Podniesiony głos Kaela wytrącił go z rozmyślań. Uniósł głowę i spojrzał z
zainteresowaniem na siostrę, która wsparłszy dłonie na biodrach, patrzyła ze
złością na wuja.
— Mówię o tym, że istnieje
przypuszczenie, że Lantiel nie opuścił zamku z własnej woli!
— Brednie! — Kael odwrócił
się i sięgnął po stojący na stoliku dzban z winem. Jego ręka wyraźnie drżała,
gdy napełniał nim wysoki, inkrustowany srebrem kielich.
— A jeżeli nie? Jeżeli
ktoś go do tego zmusił? — Liriel najwyraźniej nie była przekonana. — Ktoś, kto
miał ku temu sposobność, kto od początku go nienawidził?
— Sugerujesz, że zmusiłem
go do wyjazdu?!
— A poczuwasz się do winy?
Kael upił łyk wina i
odwrócił się w stronę bratanicy.
— Spotkałaś się z nim! —
syknął z wyrzutem. — Nagadał ci jakichś bzdur, oskarżył mnie…
— Nic mi nie powiedział.
Może poza tym, że nie miał innego wyjścia, i że nie porzucił… — Liriel
zamilkła, spoglądając nerwowo na Silvana.
Książę wstrzymał oddech.
Jego siostra rozmawiała z Lantielem! Jakim cudem? On, poza jadalnią, nigdy nie miał
szans trafić na elfa, jakby ten specjalnie się przed nim ukrywał. Mimowolnie
poczuł zazdrość.
— Co dokładnie ci
powiedział? — zapytał cicho.
— Nie wiem… — zacięła się.
Najwyraźniej obecność brata sprawiała, że hamowała to, co chciała wyznać wujowi.
— Liriel, to ważne. —
Wstał i podszedł do siostry, by chwycić ją za dłoń.
— Zapewne jakieś kłamstwa,
w których mnie…
— Kaelu! — Ciężka ręka
Errdira spoczęła na ramieniu regenta. — Dosyć!
— Ale…
— Rozmawialiśmy o tym,
pamiętasz? — Mag spojrzał na niego znacząco. — Nie pozwolę ci zrzucić winy na
Lantiela. Nie tym razem.
— Dobrze. — Kael ciężko
usiadł na fotelu, z wyrazem rezygnacji na twarzy, przesuwając palcami po
zmęczonych oczach. — Kontynuuj. — Niewyraźnym ruchem wskazał na Liriel.
— Już mówiłam. Twierdził,
że nie miał innego wyjścia, jak odejść. Mówił, że gdyby mógł, zostałby i
poniósł karę, ale… chyba wspomniał coś o ryzyku, na które sobie nie mógł
pozwolić. Przepraszam, byłam trochę zdenerwowana i nie słuchałam uważnie. —
Spojrzała przepraszająco na brata. — A potem pojawił się ten elf, który zawsze
towarzyszy Lantielowi. Powiedział, że nie znamy całej prawdy i zarzucił, że
oskarżamy Theriena bezpodstawnie. Kazał porozmawiać z osobą, która wie i…
— I pomyślałaś o Kaelu —
dokończył Silvan.
— To był odruch. Przez
dwie godziny biłam się z myślami, ale nikt inny… — Rzuciła spojrzenie
zasępionemu wujowi, odwracając się w jego kierunku. — Nikt inny nie czuł
nienawiści do Theriena poza tobą.
— Nie nienawidziłem go.
Nie mógłbym go nienawidzić. — Kael sprawiał wrażenie pokonanego. Jego wzrok co
rusz wędrował w stronę dłoni Errdira, która niczym wyrzut sumienia spoczywała
nadal na jego ramieniu. — Naprawdę musimy rozmawiać o tym teraz? Jest środek
nocy, a Therien zapewne śpi w objęciach kochanka. Jaki jest sens w
rozdrapywaniu blizn?
— Fenris nie jest jego
kochankiem. — Errdir pokręcił łagodnie głową i przysiadł na miękkim boku
fotela.
— Wyglądają, jakby byli
razem.
— Ale nie są. Ten wysoki
elf spotyka się z kimś innym. — Spojrzeli zaskoczeni w stronę Silvana, który
odezwał się niespodziewanie. — Widziałem ich dziś w nocy. Poszedłem nad
jezioro, aby pomyśleć i natknąłem się na nich. Między innymi dlatego tutaj
przyszedłem. Z ich rozmowy wyraźnie wynikało, że ty, wuju, wiesz coś, co dotyczy
mnie bezpośrednio i ukrywasz to. Coś, co wyjaśniłoby zniknięcie Lantiela, co
zmieniłoby nasze opinie na jego temat.
— Widzieli cię? — Kael
spojrzał na bratanka podejrzliwie, jakby uważał, że cała ta rozmowa mogła
zostać zaaranżowana na użytek podsłuchującego księcia.
— Za kogo ty mnie
uważasz?! Wiesz dobrze, że nawet drow nie jest w stanie mnie wyśledzić, kiedy
tego nie chcę. — Oczy Silvana błysnęły.
— Kaelu, po prostu
powiedz, co wiesz. Dosyć już tych tajemnic. — Liriel przysiadła na krawędzi
łóżka i objęła dłońmi kolumnę. — Przez tyle lat oskarżałam Theriena, że
porzucił mojego brata w chwili, gdy ten najbardziej go potrzebował. Nic nie
mówiłam, ale zjadało mnie to od środka. Żal, poczucie zdrady… te wszystkie
uczucia do niego…
— Chciałem was chronić.
Ciebie chciałem chronić — Kael westchnął, patrząc na Silvana i mocniej wcisnął
się w oparcie fotela, przylegając do boku Errdira. — Wierzyłem, że robię
dobrze.
— Rozumiemy, ale teraz
powiedz nam prawdę. — W głosie Silvana zabrzmiała stalowa nuta.
— Lantiel odszedł, bo… —
Kael przełknął ślinę i spojrzał żałośnie na kochanka. W niczym nie przypominał
teraz tego władczego elfa, który przez tyle lat był im mentorem i opiekunem.
Wyglądał na osobę, która się poddała i rozpaczliwie poszukiwała kogoś, kto ochroni
go przed konsekwencjami jego własnych czynów.
— Lantiel odszedł,
ponieważ miał powody, aby wierzyć, że grozi ci przy nim niebezpieczeństwo. —
Errdir w przeciwieństwie do Kaela nie wyglądał na przestraszonego, a raczej
zadowolonego z zaistniałej sytuacji.
— Słucham? — Silvan
pochylił się do przodu, zaciskając dłoń na kolanie.
— Ta historia zaczęła się,
gdy miałeś pięć lat. Zwierciadło Proroctw wieszczyło, że ród Ithildinów upadnie
za sprawą potomka tego, którego słuchają jednorożce. Lantiel nie jest zwykłym
elfem. Jego ojciec był wysoko urodzony i w jego herbie znajduje się jednorożec.
— Errdir uniósł rękę, uciszając Liriel, która otworzyła usta, jakby chciała
zadać jakieś pytanie. — On i jego ojciec — kontynuował — mieszkali kiedyś
tutaj.
— Gobelin w pokoju Jarela!
— Zgadza się. — Kael
spojrzał na Silvana, który na słowa Errdira poderwał się z fotela. — Jarel był
najlepszym przyjacielem twojego ojca. Ty i Lantiel wychowywaliście się razem,
aż został zabrany przez Jarela w dniu, gdy Zwierciadło ogłosiło, że ich ród nam
zagraża. Bał się, że skrzywdzimy jego syna. — Kael zamilkł i spojrzał na swoje
dłonie — Jakbyśmy w ogóle mogli. Mój brat kochał go jak własne dziecko. Gotów
był zaryzykować. Nie wierzył, aby mały Lantiel mógł kogokolwiek skrzywdzić,
chciał was chronić. Jednak nie mógł i cała odpowiedzialność spadła na moje
barki i Elbereth świadkiem, próbowałem wam go zastąpić jak tylko mogłem.
— A potem Lantiel wrócił.
— Liriel mocniej zacisnęła dłoń na kolumnie.
— Tak. Byłem przerażony.
Nie wiedziałem co robić, zwłaszcza, że Silvan — wciągnął głęboko powietrze —
zapałał do niego uczuciem, i to z wzajemnością.
— Więc wezwałeś Istis. —
Książę podszedł do stołu i sięgnął po puchar z winem, jednak po chwili go
odstawił i nerwowym krokiem przemierzył komnatę.
— Chciałem was rozdzielić.
Sądziłem, że jej obecność sprawi, że przypomnisz sobie o obowiązkach i
odsuniesz się od niego. Jednak wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Wybuchł
bunt, a potem…
— Potem Lantiel mnie
zranił, a ty doszedłeś do wniosku, że proroctwo się spełnia.
— Tak.
— I kazałeś mu się
wynosić! — Silvan zacisnął pięści i spojrzał na wuja oskarżycielsko.
— Nie!
— Więc dlaczego odszedł?
Nie wierzę, aby się przestraszył! Tak naprawdę nigdy w to nie wierzyłem i jego
zniknięcie tym bardziej bolało, że nie potrafiłem znaleźć dla niego racjonalnej
przyczyny!
— To moja wina. — Silvan z
zaskoczeniem spojrzał na Errdira, który do tej pory w milczeniu gładził włosy
Kaela. — Po wywołaniu lawiny wody i ugaszeniu ognia, Lantiel zupełnie odsączył
się z magii. To go niemal zabiło. Na ratowanie tych elfów zużył prawie całą
swoją moc. Ukryłem go w jaskini na wzgórzach, aby tam doszedł do siebie. — Mag
zamilkł i zatrzymał dłoń pomiędzy pasmami kochanka. — Kiedy się obudził po raz
pierwszy, nie pamiętał, co się stało. Podałem mu eliksir regeneracyjny, po
którym zasnął na powrót. Zszedłem do zamku, wokół panował chaos, a ty byłeś pod
opieką medyków. Zabrałem najpotrzebniejsze rzeczy i wróciłem do Lantiela. —
Errdir uniósł głowę i spojrzał na słuchającego go uważnie Silvana. — Zdążyłem w
ostatniej chwili. Pod moją nieobecność Lan zdążył się obudzić i przypomnieć
sobie wszystko. Był pewien, że jego ostrze raniło cię śmiertelnie. Znalazłem go
na krawędzi urwiska. Chciał się zabić.
— Niemożliwe! — Dłoń
Liriel powędrowała do jej ust, tłumiąc okrzyk. Spojrzała na Silvana, którego
twarz w tej chwili barwą przypominała arkusz pergaminu.
— Nie chciał żyć z
poczuciem, że przyczynił się do śmierci osoby, którą kochał. Ciągle był pod
wpływem szoku, a świadomość tego, co zrobił, niczego nie ułatwiała.
Zaprowadziłem go na powrót do jaskini i powiedziałem, że przeżyłeś. — Errdir
uśmiechnął się ze smutkiem. — Nawet przez chwilę nie pomyślał o tym, co może mu
grozić, jeżeli pojawi się w zamku. Od razu chciał biec do ciebie. Byłeś dla
niego jak powietrze, dusił się na myśl, że nie ma go u twego boku. — Westchnął
i sięgnął po puchar z winem, który wcześniej napełnił Kael. Ciszę panującą w
komnacie zakłócał z trudem tłumiony szloch Liriel. Silvan nadal stał bez ruchu
i przerażająco pustym spojrzeniem wpatrywał się w Errdira. — Musiałem go
zatrzymać. Znałem już treść przepowiedni i wiedziałem, jak zareagowałby Kael na
jego powrót. Zdecydowałem się powiedzieć mu, co wiem. Jego reakcja była… Na
początku nie chciał uwierzyć. — Głos Errdira stał się zachrypły, jakby mag
mówił przez zaciśnięte gardło. — Wiele godzin później podjął decyzję.
Zdecydował, że musi odejść, powiedział, że jest dla ciebie przekleństwem.
Chciałem odejść wraz z nim. — Wytrzymał zaszokowane spojrzenie Kaela i
pogładził go po ramieniu. — Nie widziałeś go. Był jak zombie. Zupełnie pusty
wzrok, ciało, które zataczało się po przejściu kilku kroków, jakby organizm
buntował się przeciwko jakiemukolwiek wysiłkowi. W jednej chwili stracił to,
czego pragnął najbardziej. Jego marzenia legły w gruzach. Czułem, że muszę być
przy nim, aby miał coś, ku czemu mógłby się zwrócić. Jednak odmówił. Prosił,
abym został i czuwał nad Silvanem. Zrozumiał też twoją niechęć, Kaelu. Był
wdzięczny, że pozwoliłeś mu być przy swoim bratanku pomimo wszystko. Nigdy ci
tego nie mówiłem, ale chciał, abym ci podziękował za to, że wbrew własnym
uczuciom podarowałeś mu kilka najpiękniejszych miesięcy jego życia. — Uniósł
głowę i spojrzał na Silvana. — To już wszystko. Teraz znacie całą historię.
Przez te wszystkie lata Lantiel ciągle o tobie myślał. Nie zapomniał, ale nie
chciał tutaj wracać. Nie mógł jednak odmówić namiestnikowi, kiedy ten wyznaczył
go na swojego emisariusza.
Kiedy Errdir skończył
mówić, pochylił się i zanurzył twarz we włosach Kaela patrzącego na własne
dłonie, kurczowo zaciśnięte na kolanach. Silvan czuł się jak ktoś po uderzeniu
maczugą trolla. Stał zupełnie ogłuszony i zdezorientowany. Lata, które spędził
na odsądzaniu Lantiela od czci i wiary, okazały się kłamstwem. Nic nie było
tak, jak myślał do tej pory. Lantiel nigdy go nie zdradził, nie porzucił z
własnej woli. Przyjął na siebie całą winę i odszedł, bo bał się, że zrobi mu
krzywdę. Kochał go tak bardzo, że wyrzekł się tej miłości, dla jego — Silvana —
dobra. Uniósł ręce i wplótł je we włosy, zaciskając na nich pięści. Ból był
dobry, chociaż wcale nie oczyszczał.
Wbił wzrok z Kaela, który
przymknął powieki pod jego pełnym wyrzutu spojrzeniem. Jego wuj wiedział o
wszystkim i nigdy nawet jednym słowem nie zdradził mu prawdy. Pozwolił mu żyć w
przekonaniu o winie Lantiela. Nic nie mówił nawet wtedy, gdy głośno zarzucał
Therienowi zdradę. Wręcz przeciwnie, utwierdzał go w tym, zmuszając tym samym
do życia z…
— Istis odeszła. Dziś w
obecności jej matki podpisaliśmy papiery unieważniające nasz związek —
powiedział, z satysfakcją obserwując reakcję Kaela.
— Jak…
— Zupełnie zwyczajnie. Nie
kocham jej, a przynajmniej nie tak, jak powinienem. Nasze życie było tylko grą
pozorów. Ona zasługuje na coś lepszego i sądzę, że już to znalazła.
— Dlaczego nic mi nie
powiedziałeś? Moglibyśmy coś zaradzić, pomyśleć… — Kael był całkowicie
wzburzony.
— O czym? — zapytał na
pozór spokojnie. — Dosypywałbyś mi lubczyku do trunków? Nie można kogoś
pokochać na zawołanie, bo tak trzeba. To tak nie działa.
— Ale dziedzic…
— Jaki dziedzic?! — Silvan
spojrzał na niego z goryczą. — Nie było i nie będzie żadnego dziedzica! Ponad
dziesięć lat próbowaliśmy i nic z tego nie wyszło, poza moim zażenowaniem i jej
kolejnymi rozczarowaniami!
— Jesteście młodzi. Być
może… za jakiś czas… — W oczach Kaela malowała się groza. — Jeżeli nie
spłodzisz potomka, ród Ithildinów…
— Zniknie wraz z naszą
śmiercią — dokończył Silvan. — Dokładnie tak, jak było w przepowiedni, czyż
nie? Doczekałeś się jej spełnienia, możesz spać spokojnie, ja żyję.
— Nie możesz być pewien,
że to o to chodzi. Kiedyś spotkasz kobietę…
— Jestem bezpłodny! —
Silvan przerwał mu po raz kolejny. Przerażało go to, jak wielką radość sprawia
mu dręczenie wuja, jednak nie potrafił się powstrzymać.
— Nie możesz być pewien. —
Kael pokręcił głową, nie przyjmując tego do wiadomości.
— Ależ jestem. Zapytaj
Caldaina. Kuracja, której mnie poddaliście po tym, jak zostałem raniony przez
Lantiela sprawiła, że mogę pieprzyć każdą elfkę bez obawy, że zrobię bękarta —
zaśmiał się ponuro. — Proroctwo mówiło prawdę. Therien sprawił, że musieliście
podjąć radykalne kroki, wiedzieliście, jak zdradliwe jest serum z latricoli.
Nie zabiło mnie, ale zniszczyło to, na czym zależało ci najbardziej. Cóż,
jakkolwiek żyzna byłaby gleba, z tego nasienia nic nie wykiełkuje.
— Od jak dawna wiesz? —
Odwrócił głowę, by spojrzeć prosto w zaczerwienione oczy siostry.
— Od ponad roku. Nie wiń
Caldaina, zabroniłem mu o tym mówić. Potem coraz rzadziej odwiedzałem sypialnię
Istis, już nie było po co… To doprowadziło do tego, że w końcu się poddała i
poprosiła o unieważnienie.
— Bogowie… — Kael kurczowo
zacisnął dłoń na szacie Errdira, który przyglądał się księciu zmrużonymi
oczami.
— Cierpisz, bo nie mogę
mieć dzieci? Nic nie stoi na przeszkodzie, abyś sam je miał. — Ciało regenta
drgnęło, jakby zranione słowami Silvana. Książę beznamiętnie patrzył, jak jego
wuj unosi wzrok, aby omieść nim twarz swojego kochanka. — Nie możesz, prawda?
Nigdy nie zdradziłbyś Errdira, za bardzo go kochasz. — Przez chwilę stał i
przyglądał się wujowi, który w tym momencie wyglądał, jakby zabrakło mu tchu.
Otwierał i zamykał usta, łapiąc powietrze. — Jesteś takim hipokrytą, Kaelu. —
Odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia. Nic więcej nie zostało do dodania.
— Co zamierzasz zrobić? —
Dobiegło go pytanie Errdira.
— Jeszcze nie wiem, muszę
to dokładnie przemyśleć — mruknął, po czym otworzył drzwi do mrocznego
korytarza.
Hej,
OdpowiedzUsuńpisany w czasie czytania...
świetnie, proszę niech to będzie pod tymi drzwiami Silivan, rodzeństwo w jednym czasie pojawiło się przy komnacie Kaela, i vo teraz? wymiga się, bedzie kłamał czy w końcu powie prawdę...
i och tak, tak poznali prawdę... cóż jak się okazuje Silivan jest bezpłodny, więc ród i tak wyginie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwcześniej nie komentowałam, ale teraz zdecydowałam się na to, opowiadanie, cała historia bardzo mnie wciągnęła, że tylko myślałam o następny rozdziale... inne Twoje opowiadania też nadrobię...
teraz się zdecydowałam dlatego, że w końcu Silvan z siostrą poznali prawdę, tak długo na to czekałam... dowiedział się, że ród ma wyginąć, no i jak się okazuje Silivan jest bezpłodny...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga